Z reguły nie wychodzi mi pisanie recenzji.
ten rodzaj wypowiedzi powinien zawierać opinię
na temat filmu/sztuki/książki
a we mnie raczej tępiono "zapędy do oceniania"
do dziś moje recenzje są albo lakoniczne ("świetne", "do bani")
albo polegają na analizie elementów
pod względem technicznym ("zdjęcia malarskie, impresjonistyczne")
Postaram się jednak kilka zdań skreślić.
Nie widziałam szwedzkiej wersji pierwszej części trylogii Millenium
jakoś "nie złożyło mi się"
przeczytałam książkę a dziś widziałam wersję amerykańską.
Nie bardzo wyobrażam sobie, by ktoś inny ( z amerykańskich reżyserów)
mógł zrealizować w ten film.
Mam w pamięci Fight club ,Siedem i Zodiaka
- trudno im odmówić
"mrocznego klimatu" obecnego w książkach Larssona.
Z drugiej strony realizacje filmu, który nakręcono już wcześniej zawsze
jest ryzykowna (ech, te bezsensowne porównania)
Nie zdarzyło mi się zachwycać czołówką, a jednak...
to, co prezentuje jest genialnym nakreśleniem zarówno
klimatu, fabuły i relacji zawartych w filmie
Olbrzymią część nastroju wywołuje muzyka
(mam chyba skrzywienie na punkcie tego elementu w filmach)
Tren Reznor - wybór nie mógł być inny
(swoją droga po oskarze za The social network
tym razem już otrzymał nominację
do Złotego globu za Dziewczynę...)
Nie sądzę, aby dostał drugiego oskara po roku,
szkoda olbrzymia
muzyka nie jest tylko "ilustracją" tego, co widać
ona "dopowiada", wiele razy wywołuje
niepokój i dysharmonię w sielankowej (na pozór) scenie
czekam na soundtrack i
-mimo wszystko -
liczę na oskara
dla Reznora
W kwestii obsady - dla mnie jedynym "zgrzytem"
był Yorick van Wageningenw roli kuratora Lisbeth
(wyobrażałam go sobie raczej typie Clooney'a)
cała reszta obsady sprawiała wrażenie, jakby
postaci były dla nich "uszyte na miarę".
Roone'y Mara jest bezczelna i piekielnie inteligentna
może faktycznie - geniusze są nierozumiani przez społeczeństwo?
Nie okazująca emocji,
nie wyrażająca opinii
("nie płacą mi za opinie"),
ze zbyt dużym" bagażem życiowym"
kiedy wreszcie "otworzy się" na uczucie
-kolejny raz "dostanie po głowie
Daniel Craig w roli Mikaela to "mężczyzna z przeszłością",
fascynujący
i pociągający.
Trochę zagubiony, introwertyczny.
Udało mu się ocalić nieco dziecięcej naiwności, dociekliwości,
nieschematycznego myślenia.
Jest szczery - jak ujmuje to Lisbeth
nie gra, nie kreuje się na kogoś, kim nie jest.
Scenariusz zawiera wszystkie
najważniejsze wydarzenia,
nieco zmieniono rozwiązanie sprawy Harriet,
ale bez
większego "uszczerbku"
pominięto romans z Cecilią
na rzecz "intensywniejszej" relacji Mikaela z Lisbeth
i właśnie to dało Fincher'owi możliwość zmiany zakończenia
(gdzieś czytałam że są 3 zakończenia, ale ich nie zauważyłam;)
nie będę zdradzać, powiem tylko,
TAKIEGO kłamstwa nie wybacza się
nawet Mikael'owi Bloomkvist'owi
a skórzanych kurtek nie wyrzuca na śmietnik;)
tylko to było odpowiednie;)
"She is different." "In what way?" "In every way."
P.s- coś mi się wydaje, że na jednym razie się nie skończy...
piątek to dobry dzień na kino(jak każdy;);)