Kiedy rodzice szli do pracy Nina pozostawała pod opieką babć.
Miała dwie ("na szczęście, jednej nie mielibyśmy prawa obciążać tak bardzo"
-usłyszała kiedyś jak mama mówiła do taty, trochę ją to zdziwiło- nie była przecież aż tak ciężka...)Babcia"duża"i babcia"krucha"-tak myślała o nich Nina.
Lubiła obie-tak mówiła kiedy ją pytano.
Tak naprawdę-choć kochała obie- lubiła tylko jedną...
Mówiła o niej "krucha", bo wyglądała jak porcelanowe lalki
z ogromnymi, błyszczącymi oczami, które pakuje się do pudeł z mnóstwem
kolorowych bibułek, by nie potłukły się podczas transportu...
Do "dużej" babci chodzić nie lubiła.
Ten wielki, ciemny przedpokój i "pa!"-rzucone przez mamę już na klatce schodowej.
"Duża" babcia nie rozumiała Niny.
Zabierała ją na niekończące się spacery, by "nabrała rumieńców",
smażyła wątróbkę-,której Nina nie znosiła i upuchała ją w policzki.
A potem babcia ją w nie szczypała i kazała połykać.
"Duża" babcia oszukuje z tymi okularami-myślała Nina-bo bardzo dobrze wszystko widzi...
cdn...
cdn...
Ostatnia klisza z lomo nie chce się skończyć...mam wrażenie, że klatki się nie dzielą, ale mnożą;)
Już polubiłam "kruchą" babcię ;)
OdpowiedzUsuńEwo
OdpowiedzUsuńdziękuję za wizytę. Jej nie można było nie lubić;)